Recenzja filmu

Halloween 3: Sezon czarownic (1982)
Tommy Lee Wallace
Dan O'Herlihy
Tom Atkins

Eight more days till Halloween... Silver Shamrock

Wraz z wynikami finansowymi poprzedników, chęć kontynuowania cyklu przez twórców była na tyle silna, że nie straszny był im fakt, iż Michael Myers "zginął", a historię z poprzedniej części
Wraz z wynikami finansowymi poprzedników, chęć kontynuowania cyklu przez twórców była na tyle silna, że nie straszny był im fakt, iż Michael Myers "zginął", a historię z poprzedniej części zamknięto. Ekipa zebrała się ponownie, aby nakręcić trzecią z kolei, nie nawiązującą do wydarzeń z poprzedników, część serii. John Carpenter i Debra Hill tym razem ograniczyli się głównie do bycia producentami, a współpracujący z nimi wcześniejTommy Lee Wallacewziął na swoje barki reżyserię. Fabuła obraca się wokół firmy Silver Shamrock, produkującej halloweenowe maski, która reklamami swoich produktów ściąga przed telewizorymiliony dzieciaków. Podczas emisji ukazuje się piosenka, która nakazuje zebrać się młodym widzom przed ekrany swych odbiorników, gdzie ma czekać na nich niespodzianka. W międzyczasie do Santa Mira - miasta, gdzie znajduje się siedziba firmy - przybywają główni bohaterowie filmu, Dan (Tom Atkins) i Ellie (Stacey Nelkin). Dziewczyna szuka tu odpowiedzi na tajemniczą śmierć ojca, a trop prowadzi ich właśnie do Silver Shamrock... Założenie producentów było proste - tworzyć horrory, których akcja rozgrywałaby się w noc Halloween, a każdy z nich byłby oddzielną opowieścią, nie mającą związku ze swoimi poprzednikami. Z punktu marketingowego pomysł na pewno bardzo dobry, ale problemem w jego realizacji okazali się widzowie, którym zwyczajnie nie przypadło do gustu definitywne uśmiercenie Michaela Myersa. I w tym tkwi główny problem. Fabuła przedstawiona tutaj jest groteskowa, choć na pewno bliższa halloweenowej tematyce, niż slasher o pacjencie ze szpitala psychiatrycznego. "Sezon czarownic" zawiera w sobie elementy science fiction i w gruncie rzeczy bardziej pasuje do celtyckich opowiadań, ale ten podtytuł jest zwodniczy, bo w przeciągu całego filmu nie pojawia się żadna czarownica. Początek jest co najmniej intrygujący, a napięcie dobrze wyważone na niedopowiedzeniach i nastrojowych zdjęciach. Tak jak poprzednio, dużą robotę robi muzyka syntezatorowa, powstała we współpracy Carpentera z Howarthem. Mimo braku jakiegoś wyraźniejszego motywu przewodniego, ścieżka dźwiękowa dobrze ilustruje wydarzenia na ekranie. W pamięci za to, dla niektórych być może niekoniecznie pozytywnie, na pewno zapisze się dżingiel reklamowy, powstały w rytm rymowanki"London Bridge Is Falling Down", który przewija się na ekranie niejednokrotnie. W momencie, w którym mniej na temat całej intrygi wiadomo, całość lepiej wygląda. Schody zaczynają się w drugiej połowie filmu. Nie chcę się rozwodzić nad chwilowymi dłużyznami, bo nie to jest najistotniejsze, gdy głównym problemem jest fabuła, mocno zmierzająca w kierunku absurdu. Wraz z rozwojem akcji dowiadujemy się, że niejaki Conal Cohran (Dan O'Herlihy), główny antagonista, należy do krwawej sekty, która chce przejąć władzę nad mieszkańcami Santa Mira.Do tego doliczmy dziwaczny wątek kamienia Stonehenge, śmiercionośne maski czy na siłę wepchnięty wątek romansowy, i bałagan gotowy. Skrupulatnie budowana atmosfera pryska niczym bańka mydlana, a widz z czasem zaczyna się gubić, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi i kim właściwie są sztywniacy w garniturach, którzy dopuszczają się zabójstw. Zakończenie pozostawia z uczuciem niedosytu, ale tak jak w części pierwszej, dawało możliwość zrealizowania potencjalnej kontynuacji. Jednakże trudno w tym przypadku byłoby w jakiś logiczny sposób historię pociągnąć dalej. Scenariusz jest pełen znaków zapytania i nawet ewentualny sequel miałby chyba spory problem, żeby poskładać wszystko do kupy z jakimkolwiek sensem. Być może winę za taki stan rzeczy ponoszą perturbacje na tym stanowisku, bo kością niezgody był właśnie scenariusz. Ten pierwotnie miał należeć doNigela Kneale'a, z którym współpracę nawiązał Joe Dante, będący pierwszym kandydatem na reżysera.To on chciał stworzyć zupełnie nowy temat, co spotkało się z zainteresowaniem producentów. Gdy jego funkcję przejąłTommy Lee Wallace,Knealeskrytykował poprawki naniesione na swój tekst przezDino De Laurentiisai zdecydował się zrezygnować z dalszej współpracy. Jego scenariusz zmieniłCarpenter, a finalny rezultat należał doLee Wallace'a. Więc jeśli tak w rzeczywistości wyglądała praca nad fabułą, jej finalny nieład można potraktować jako odniesienie do rzeczywistości. Mimo niezłej frekwencji w kinach, "Halloween 3: Sezon czarownic" w okresie premiery okazał się rozczarowaniem. Większość widzów zaszczepiła w sobie niechęć do niego głównie z powodu zaniechania wątku Michaela Myersa. Lata temu miałem podobnie negatywne nastawienie, ale z perspektywy czasu jednak, oceniając film chłodnym okiem, dochodzi do jego częściowej rehabilitacji. Dla wielbicieli ery VHS-owej, którzy szukają nieszablonowej opowiastki z klimatem, w przerwie na zamaskowanych psycholi, "Sezon czarownic" może być dobrą propozycją. Próba nastawienia myśli, że mamy do czynienia z odrębną historią, która nie uchodzi za kolejną część znanej serii, może okazać się zbawienna. Na pewno nie zaszkodzi też wyłączyć logiczne myślenie. Najwyraźniej w latach 80-tych trudno było o podobne nastawienie, dlatego Michael Myers po kilkuletnim niebycie z hukiem powrócił do łask na dużym ekranie.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Serii "Halloween" chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, liczne sequele i remaki sprawiły, że przygody... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones