Recenzja filmu

Halloween (2007)
Rob Zombie
Malcolm McDowell
Brad Dourif

Przemoc rodzi przemoc

Po nieszczególnie udanym "Halloween: Resurrection" i uśmierceniu Laurie Strode, seria znalazła się w ślepym zaułku, odcinając się od swoich korzeni. Dodatkowo panująca na wszelkiej maści remake'i
Po nieszczególnie udanym "Halloween: Resurrection" i uśmierceniu Laurie Strode, seria znalazła się w ślepym zaułku, odcinając się od swoich korzeni. Dodatkowo panująca na wszelkiej maści remake'i moda, pomogła wyznaczyć jej kierunek na przyszłe lata. Realizacji opowiedzenia na nowo historii Michaela Myersa podjął się Rob Zombie, człowiek znany bardziej jako były wokalistaheavymetalowej grupy White Zombie, który na swoim koncie miał zaledwie dwa pełnometrażowe filmy. Zarówno "Dom 1000 trupów", jak i "Bękarty diabła" to wypełniony groteską i czarnym humorem hołd złożony gatunkowi. Filmy stylistycznie znajdujące się na przeciwnym biegunie w stosunku do odnawianej przez niego marki. Wiadomo było na pewno, że Zombie nada znanej już wszystkim historii swój charakterystyczny rys, zamiast bezmyślnie odtwarzać "Halloween". Natchniony aprobatą Johna Carpentera, który powiedział mu, żeby zrobił film po swojemu, przystąpił do realizacji własnych pomysłów. Historia Michaela Myersa jest zapewne znana wszystkim miłośnikom gatunku.Rob Zombie przedstawia ją jednak pod nieco innym kątem. W jego interpretacji Michael (Daeg Faerch) wywodzi się z rodziny patologicznej. Nie dość, że w szkole jest obiektem agresji, dom również nie stanowi dla niego oparcia. Ciągłe konflikty z ojczymem alkoholikiem i brak porozumienia z siostrą prowadzą do alienacji chłopca i narastającej agresji, która ujście znajduje w uśmiercaniu bezbronnych zwierząt. Matka również nie poświęca mu wystarczająco dużo czasu. Pracując jako striptizerka, stara się zapewnić jakikolwiek byt rodzinie. Chłopiec za to lubi spędzać czas z małą siostrą, która jeszcze jako jedyny członek rodziny nie zdążyła zostać zdeprawowana przez otaczające społeczeństwo. Czara goryczy przelewa się w noc Halloween, gdy 10-latek chwyta za nóż. Rozprawiając się uprzednio z prześladowcą ze szkoły, uśmierca znienawidzonego ojczyma, siostrę i jej chłopaka. Pobyt w szpitalu psychiatrycznym pod czujnym okiem doktora Loomisa (Malcolm McDowell) również nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Po 17 latach bezowocnej terapii, Michael, już jako dorosły i silny mężczyzna, ucieka z zakładu. Jedynym jego celem staje się odnalezienie wychowywanej w rodzinie zastępczej siostry, Laurie (Scout Taylor-Compton). Rob Zombiezdawał sobie sprawę, że kopiowanie oryginału Carpenterabyłoby strzałem w stopę, dlatego postanowił połączyć remake z prequelem. Film podzielony jest na trzy akty. W pierwszym reżyser skupia się na trudnym dzieciństwie Michaela i obrazuje to, co w pierwowzorze można było sobie jedynie dopowiedzieć. Drugi przedstawia pobyt w zamknięciu i nieudane próby nawiązania z nim kontaktu, aż po ucieczkę z zakładu. Trzecia część to najprościej mówiąc powtórka z Carpentera. Zombie nasączył film typową dla siebie sporą dawką przemocy i... wulgaryzmów. Ilością rzucanych co chwilę "f*cków" dałoby się obdzielić kilka filmów. Dodatkowo spora część męskich postaci nosi długie włosy, co niejako można uznać za wizytówkę reżysera. Carpenter na dzieciństwie Michaela postawił kropkę wraz z pierwszym zabójstwem i tak naprawdę nie było żadnych wskazówek co do motywów postępowania chłopca. Nie wiadomo też o środowisku, w jakim się obracał, ani o relacjach rodzinnych, ale Myersowie w jego ujęciu na pierwszy rzut oka wydawali się być dalecy od socjopatówZombie'ego. Siłą pierwowzoru było pozostawienie wokół Michaela niedopowiedzeń. Chociaż Carpenter nie dał jasno do zrozumienia, że mamy do czynienia z istotą nadprzyrodzoną, stosunek doktora Loomisa do swojego pacjenta zdawał się tylko potwierdzać te uzasadnione przypuszczenia. Tymczasem Rob Zombie postanowił pójść w przeciwnym kierunku i uczłowieczył go do tego stopnia, że nawet gdy Michael wpada w szał zabijania, nie zatraca w całości ludzkich odruchów. Rozczaruje się każdy, kto będzie liczył na próbęwniknięcia w umysł młodego psychopaty. Chociaż wyjściowy pomysł opowiedzenia narodzin zła dawał niemałe pole do popisu, umotywowanie zaburzeń psychicznych Myersa demoralizującym wpływem otoczenia wydaje się być na przestrzeni lat aż nadto wyświechtane. Co więcej, reżyser w gruncie rzeczy nie wyjaśnia skąd u Michaela wzięły się mordercze predyspozycje, a jedynie zarysowuje jego stopniową przemianę w czyste zło. I robi to nad wyraz sprawnie. Wcielający się w młodego Michaela Daeg Faerchjest naprawdę przekonujący w swojej roli, a jego aparycja to zupełne przeciwieństwo anielskich rysów twarzyWilla Sandina. Chociaż Zombie pokazuje też momentami jego drugie, łagodniejsze oblicze, Faerch jest jak tykająca bomba, której eksplozja jest tylko kwestią czasu. Przejmujący rolę dorosłego Myersa w drugiej połowie filmuTyler Mane, mierzący przeszło 2 metry wzrostu były wrestler, to uosobienie klasycznych slasherowych morderców. John Carpenter nie musiał co prawda kreować słusznej postury goliata, aby jego Myers był upiorny, ale nowy Mike to jak najbardziej udana odbudowa nadwątlonego już mocno wizerunku psychopaty. Myers u Zombie'ego znów zaczyna budzić grozę i respekt, zamiast stawać się parodią samego siebie. Interesująco wypada również wątek jego obsesji na punkcie tworzenia masek, których groteskowość tylko oddaje pogłębiające się zaburzenia psychiczne. Kiedy "Halloween" dość nieoczekiwanie zmierza w kierunku dramatu, Rob Zombieniepotrzebnie zmienia kurs i po raz kolejny serwuje odgrzewanego, żeby nie powiedzieć wręcz przypalonego, kotleta. Od momentu opuszczenia murów szpitalnych, nowatorska wizja filmu zaczyna ustępować carpenterowskiemu biegowi zdarzeń, a już kompletnie niezrozumiałe jest kopiowanie pomysłów z oryginału. Nie można zapominać, że remake ten to przede wszystkim naznaczony pokaźną ilością zgonów,krwiście przyrządzony slasher. Podczas gdy Carpenter ograniczył się do kilku bezkrwawych mordów, tutaj można naliczyć około dwudziestu ofiar. Subtelne nawiązania, których też nie brakuje, są jak najbardziej zrozumiałe, ale jaki sens ma chociażby odtwarzanie po raz kolejny sceny przybijania faceta do ściany za pomocą noża? Brak inwencji w uśmiercaniu bohaterów to chyba jedna z ostatnich rzeczy, o jaką można by podejrzewać Roba Zombie'ego. Michael już nie czai się w ukryciu na swoje ofiary i nie wyczekuje na odpowiedni moment do ataku. Wpada do domu ot tak i urządza jatkę mając gdzieś, czy ktoś się nim opiekował przez lata, bądź czy jest w trakcie miłosnych igraszek. Szkoda tylko, że film pozbawiony został przez to suspensu, który był tak charakterystyczny dla oryginału. Obsada w dużej mierze składa się z aktorów, których mogliśmy zobaczyć w poprzednich filmach reżysera. Jego żona,Sheri Moon, wcielająca się w matkę Michaela wypada nieźle i jest całkowitym przeciwieństwem granej przez nią Baby Firefly we wcześniejszej dylogii Zombie'ego. Poza tym powracająDanny Trejo, William Forsythe, Sid Haig czy Ken Foree, chociaż są to postacie wypełniające drugi plan. Trudno nie wspomnieć też o obecności grającej niegdyś Jamie LloydDanielle Harris, ale jej rola niczym zbytnio się nie wyróżnia. Na pierwszy plan zdecydowanie wychodzi za toMalcolm McDowell. Aktor nieprzeciętny, którego gwiazda na przestrzeni lat nieco przyblakła. Rob Zombiedokonał trafnego wyboru, bo nowy doktor Loomis to postać pełna ekspresji i choć zupełnie inaczej zagrana niż bohater Donalda Pleasence'a, godnie go zastępująca. Jedyną pomyłką obsadową jestScout Taylor-Compton.Laurie Strode w remake'u nie jest już szarą myszką, co Jamie Lee Curtis, ale nie to jest problemem. Nowa final girl to postać kompletnie bezpłciowa i momentami irytująca do tego stopnia, że chciałoby się, aby Michael jak najszybciej ją dopadł. Chociaż motyw przewodni Carpenterawciąż wdzięcznie przygrywa w tle i nic nie stracił ze swojego pierwotnego uroku,Rob Zombienie poprzestał tylko na sprawdzonych aranżacjach i pokusił się o wykorzystanie kilku ciekawych utworów, pokazując tym samym dość wyszukany gust muzyczny. Można będzie usłyszeć m.in. otwierający film utwór"God of Thunder" grupy Kiss, która ponoć miała niemaływpływ na karierę muzycznąreżyserai wizerunek jego zespołu, czy też towarzyszące smutnemu Michaelowi "Love Hurts" zespołu Nazareth. Strona realizacyjna to także wysoka półka i na jakość wykonania nie można narzekać, zaś mroczna atmosfera dobrze oddaje urok nocy halloweenowej. Z góry skazywany na porażkę w potyczce z legendarnym oryginałem remake trudno nazwać objawieniem kina grozy. Wysoce niesprawiedliwym byłoby jednak stawianie go w jednym szeregu z bezmyślną kalką "Psychozy"w "interpretacji" Gusa Van Santa czy też "Omenem" Johna Moore'a. Intencje, jakimi kierowano się przy realizacji tych filmów, do dzisiaj pozostają zagadką. Rob Zombie co prawda sprawy nie pokpił, ale też szumnie przez niego zapowiadanej reinterpretacji w końcowym rozrachunku brakuje konsekwencji. Pierwszą połowę zrobił całkowicie pod własne dyktando, za co mu chwała. Niepotrzebnie jednak uległ znanym już schematom w dalszej części filmu, chociaż i tam pojawiły się ciekawe koncepcje, jak chociażby nieoczywiste intencje Michaela w stosunku do Laurie. Wyciekła do sieci przed premierą wersja robocza filmu zawierała też lepsze zakończenie, które ostatecznie w finalnej wersji zmieniono, spłycając tym samym postać Myersa. Efekt finalny jest taki, że Rob Zombie staje w rozkroku między własną wizją, a interpretacją Carpentera. Nie brakuje mu odwagi w zaprezentowaniu nowego spojrzenia na znaną już historię, ale jednocześnie obawia się zbytnio oddalić od pierwowzoru, zachowując charakterystyczne dla niego elementy. Film powinien przypaść do gustu głównie zwolennikom stylu Zombie'ego, natomiast zagorzali fani "Halloween" Carpentera mogą poczuć się rozczarowani. Można poddawać krytyce stereotypowe podejście w ukazywaniu rodziny Myersów, ale na pewno nie można odmówić reżyserowi ambicji, dlatego mimo wszystko warto skonfrontować się z odświeżoną wersją i samemu wyrobić sobie zdanie.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Halloween" Johna Carpentera z 1978 roku to niekwestionowany klasyk gatunku. Wobec twórczej impotencji,... czytaj więcej
Jeden z memów internetowych, powielony przez znajomą mi osobę w popularnym serwisie społecznościowym,... czytaj więcej
"Halloween" Johna Carpentera dziś uważany jest arcydzieło gatunku. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Obraz... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones